sobota, 31 maja 2014

Aleksander Sowa - Zauroczenie

I tak właśnie kończy się moja przygoda z Aleksandrem Sową - za mną 3 jego książki, lepsze i gorsze, a ja mogę powiedzieć z całą pewnością, że mam już swoje zdanie. O autorze można powiedzieć, że ma swój styl, przy czym mam wrażenie, że lekkie próby odejścia od niego wyszłyby na dobre. Wszystkie 3 tytuły jakie miałam okazję czytać były wariacjami na jeden temat - miłości, nieszczęśliwej miłości. 

W "Zauroczeniu" poznajemy historię Julii i Igora - historię miłości, która właściwie istnieje tylko we wspomnieniach Julii, która skończyła się 20 lat temu, ale od której kobieta nie potrafi się uwolnić. W ciągu tych 20 lat Julia przechodzi trudną drogę - pełną samotności, cierpienia, momentami szaleństwa, do niczego nie prowadzących prób znalezienia pocieszenia. Opowieść snuje 40-letnia kobieta - będąca na skraju, zbyt świadoma by docenić miniony/stracony czas, a przy tym zagubiona i przede wszystkim nieszczęśliwa.

Co sądzę o książce? To pytanie jest wbrew pozorom niełatwe w przypadku tej pozycji. Gdyby nie zakończenie - faktycznie zaskakujące i zmieniające wszystko o 180 stopni, mogłabym wytknąć wiele wad. Ale do warstwy fabularnej, która była nieco nużąca przez większość czasu; do bohaterów których trudno było zrozumieć, czy choćby im współczuć, ostatecznie nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Zakończenie rzuca zupełnie nowe światło, w którym wszystko co było wcześniej zdaje się być właśnie takie jak powinno.

czwartek, 29 maja 2014

Amanda Coplin - Morelowy sad

Są rzeczy i tematy, o których trudno jest pisać, a które jeszcze trudniej opisać. O których nie ma sensu pisać wprost. Takim tematem, w którym wielu próbowało swoich sił jest rodzina i międzyludzkie więzi. Niektórzy podchodzą do niego opisując dysfunkcje, jeszcze inni próbują przemycać coś między wierszami. Niewielu udaje się stworzyć przekonujący i pozbawiony ckliwości portret miłości, odpowiedzialności, przywiązania. Amanda Coplin - młoda autorka i debiutantka od razu wypływa na głęboką wodę - nie dość, że próbuje zmierzyć się z powyższymi tematami, to jeszcze akcję swojej powieści osadza w scenerii co najmniej odległej, która może być jej jedynie znana z powieści i ustnych przekazów. 

Talmadge, straszy mężczyzna, samotny sadownik na swojej drodze spotyka dwie uciekinierki - ciężarne siostry. Głodne, wystraszone, doświadczone przez los i ludzi. Znajdują w sadach Talmadge'a schronienie, z czasem stają się bardziej ufne, strach zostaje zagłuszony. Rodzi się dziecko. Nie każda z tych postaci dotrwa do końca opowieści, ale każda ma w niej swoje miejsce, jakiś wkład w historię. Po latach w sadach pozostaje jedynie Talmadge i Angelene, dla której Talmadge niemal od zawsze był jedynym opiekunem. Swoje miejsce w górskich sadach, w układzie, gdzie wszystko polepione jest czymś trwalszym niż krew odnajduje również niemy koniarz Clee i Caroline, pomagająca Talmadge'owi w wychowywaniu dziewczynki. Być może jest to rodzina nietypowa, jednak z pewnością rodzina - w której każdy darzy każdego szacunkiem, zaufaniem i miłością w różnych odcieniach. Nietypowa, ale na swój sposób idealna i piękna.

sobota, 24 maja 2014

Jonathan Lee - Joy

Od razu zaznaczę, że "Joy" to książka łatwa i przyjemna, idealna na lato, pozwalająca się zrelaksować, trochę wyłączyć, a jednocześnie cieszyć wartką akcją, specyficznym, ironicznym poczuciem humoru i lekkim piórem. Jeśli chodzi o książki rozrywkowe, to właśnie to jest ten poziom na którym lubię się zatrzymać - rozrywka, a jednocześnie coś świeżego, dobrze napisanego i kryjącego pod kolorowym płaszczykiem jakąś słodko-gorzką prawdę o świecie.

Książka przedstawia rzeczywistość korporacji. Mamy tu mozaikę osobowości i cały przekrój przez ludzkie zachowania, ze szczególnym uwzględnieniem tego co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Książka składa się z dwóch relacji - Joy, głównej bohaterki, która nie potrafi oderwać się od przeszłości, która choć odniosła sukces na polu zawodowym, w życiu prywatnym podjęła zbyt wiele złych decyzji by żyć szczęśliwie, która na 21 stycznia wyznaczyła datę swojej śmierci. Historia Joy obejmuje jedynie jej ostatni dzień, choć pełna jest wspomnień mniej i bardziej bolesnych. Druga część książki to monologi współpracowników i męża Joy, ich spojrzenie na to co się stało i na to kim była Joy, choć może bardziej na to kim są sami. Są to zapisy sesji terapeutycznych, w czasie których każda osoba maksymalnie się obnaża, otwiera i pod osłoną tajemnicy wyznaje wszystkie swoje grzechy - trudno uniknąć tu porównania do spowiedzi.

środa, 21 maja 2014

Peter Høeg - Smilla w labiryntach śniegu

Smilla mieszka w Danii, jest pół-grenlandką, pół-dunką. Jest samotna, obca w obcym kraju, rozdarta i nie pasująca całkowicie do żadnego miejsca, a jednocześnie odczuwa istnienie silnej więź z Grenlandią, która uosabia się w postaci małego chłopca, Esajasa – zaniedbanego, wychowywanego przez nadużywającą alkohol matkę, głuchego, pełnego tęsknoty i niepojętych, jeszcze niewyartykułowanych pragnień, Grenlandczyka. Esajas ginie – spada z dachu. Dosłownie – Smilla zostaje po śmierci pięciolatka sama, zagubiona i niezrozumiana. Jest w niej twardość, upór, sama mówi o sobie „wygadana jędza”. Śmierć chłopca odbiera jej dużą część jej samej, a jednocześnie pojawiają się w kobiecie wątpliwości czy był to tylko nieszczęśliwy wypadek, ta mieszanka napędza ją do działania. Dla Smilli śnieg jest doskonałym medium, rozumie go i potrafi odczytywać ślady. A one mówią, że chłopiec biegł, że chłopiec z lękiem wysokości wbiegł na dach wysokiego budynku i skoczył.

Smilla jest postacią osobliwą, pod każdym względem – stylu życia, sposobu działania i myślenia. Z jednej strony matematycznie analizującą każdy szczegół, z drugiej kompletnie nieprzystosowaną, impulsywną, do której trafiają tylko własne argumenty. Jej postępowanie jest w takiej samej mierze systematyczne, co nierozważne. Idąc po nitce do kłębka kobieta trafia na wiele niewiadomych, zbiera coraz więcej nic nie mówiących dowodów. Wie tylko, że stało się coś złego, a stoją za tym duże organizacje i poważne naukowe towarzystwa. Nie zniechęcają jej do działania nawet siłowe rozwiązania, śmierć informatorów, czy groźby ze strony policji i mniej oficjalne – głuche telefony, czy śledzące ją cienie.

czwartek, 15 maja 2014

Igor Kulikowski - Historie, w których nic się nie dzieje

Przez dłuższy czas dawkowałam sobie powoli opowiadania z tego tomu, wczuwając się w niepokojący, dziwny i trudny klimat; poznawałam bohaterów; szukałam punktów wspólnych. Zdecydowanie poznałam tę książkę, weszłam w nią głęboko jak rzadko. Zresztą nie wiem - weszłam sama, czy to książka mnie tak pochłonęła. 

Igor Kulikowski stworzył 15 opowiadań będących pochwałą samotności, więzi, piękna i czystości. Powolności. Świata, który trwa nie zważając na nic, cokolwiek się stanie. Wszechświata, dla którego wszystkie historie, to te w których nic się nie dzieje. Opowiadania Kulikowskiego choć napisane specyficznym językiem, wprowadzającym senną atmosferę, ze sporą ilością pięknych opisów przyrody i stanów wewnętrznych bohaterów, to na pewno nie są opowiadaniami, w których nic się nie dzieje. Czasami punkt kulminacyjny jest trudno uchwytny, bardzo osobisty, ale zawsze jest - w tych historiach ulegają załamaniu całe światy i światopoglądy - to znaczy nic tylko w skali wszechświata, a może i świata - ale w takiej skali naprawdę niewiele rzeczy ma znaczenie.

niedziela, 11 maja 2014

Aleksander Sowa - Jeszcze jeden dzień w raju

4 najzwyczajniejsze na świecie osoby i miłość, która zawsze wydaje się wyjątkowa, której nie można się oprzeć i która popycha do najbardziej destrukcyjnych i autodestrukcyjnych czynów. Książka Sowy jest zapisem romansu, z początku romansu wirtualnego, "historia pewnej znajomości". Z czasem z potrzeby dreszczyku emocji przeradza się w prawdziwy ból, a jednocześnie uzależnienie. Jest to historia miłości beznadziejnej, toksycznej, nierównego związku prowadzącego do dramatycznych wyznań i wydarzeń.

Początek jest bardzo niewinny, wręcz banalny - dwoje ludzi i komputer między nimi, zwykły flirt. Powtarzalny, bez polotu, a jednak dostarczający mnóstwa emocji jego uczestnikom. Dosłownie podwórkowy romans, żadne wzniosłe uczucia. Zresztą właściwie cała książka dotyczy czegoś co dzieje się codziennie, a co ważne jest tylko dla samych zainteresowanych - nie jest to związek, który zachwyca, o jakim można marzyć. A jednak jest tu jakaś gra, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie i nie wiadomo skąd padnie kolejny cios - bo kiedy kończy się niewinny flirt, zaczyna się namiętny romans, układ, z którego tylko jedna osoba jest zadowolona, a który skończy się źle dla wszystkich.

piątek, 9 maja 2014

Harlan Coben - Na gorącym uczynku

Zachęcona ostatnimi miłymi doświadczeniami z prozą Coben spoza popularnej serii o Myronie Bolitarze sięgnęłam już po trzeci w tym roku tytuł. Przypuszczam też, że nie ostatni - upewniam się z każdą kolejną książką, że jeśli chodzi o lekkie, czytadłowate, ale DOBRE thrillery i kryminały, Coben jest po prostu bezpieczną opcją. Wiem, że nie zawiedzie jeśli chodzi o fabułę, wiem że wątek kryminalny będzie zawiły, a bohaterowie prości, ale też charakterystyczni i wbrew pozorom niekoniecznie przewidywalni. Na ich wielką emocjonalność i skłonność do banału jestem w stanie przymknąć oko, w końcu to tylko kreacje, ważne że są spójne, a nie idealne. :)

Główną bohaterką książki jest Wendy - reporterka w średnim wieku, wdowa i matka nastolatka. Wendy podczas tworzenia jednego ze swoich programów dotyczących pedofilii trafia na historię Dana Marcera i krótko mówiąc demaskuje go i publicznie oskarża o zwabienie 13-latki na spotkanie o jednoznacznym charakterze, podszywanie się na czacie pod nastolatka itd. Czy Dan jest winny? Właściwie to bez znaczenia - w wypadku telewizji i małych społeczności oskarżenie równa się winie, nawet decyzja sądu niewiele może zmienić, bardzo łatwo o samosąd. 

środa, 7 maja 2014

Sylwia Szwed - Mundra

Mundra, czyli mądra, nazywana różnie - z mniejszym i większym szacunkiem i ładunkiem znaczenia: babką, znachorką, akuszerką, obecnie położną. W Polsce zawód położnej nie jest wysoko ceniony, sytuuje się ją bardzo blisko pielęgniarki, nierzadko nawet myli. Bycie położną nie wiąże się z szacunkiem, prestiżem, a nawet godnym wynagrodzeniem. O położnych słyszy się też częściej w negatywnym kontekście: głównie jeśli mowa o złym traktowaniu rodzących kobiet, czy w formie bezpośrednich skarg. Od czasu do czasu można też usłyszeć, że nie są zadowolone ze swoich zarobków. Wydaje mi się, że przeciętny mieszkaniec naszego kraju wie o położnych właśnie tyle. 

Medykalizacja ciąży, przeniesienie porodów do szpitali, a nierzadko na sale operacyjne, odejście od opieki nad kobietami do sprawnego przyjmowania porodów, stopniowa degradacja położnych i ich pracy, dyktat lekarzy, uprzedmiotowianie WSZYSTKICH kobiet uczestniczących w porodzie (w tym położnych) - wszystko to miało straszne skutki, opłakane. W historii zawodu położnych brak ciągłości. Syliwa Szwed w swojej książce zamieściła 10 wywiadów z położnymi, kobietami reprezentującymi 3 pokolenia, różne szkoły, podejścia, światopoglądy i mającymi różne doświadczenia. Niemal w każdym wywiadzie słyszymy słowa krytyki wobec siebie i swojej pracy wykonywanej w przeszłości, głównie do lat 90.. Dlaczego? Nie dlatego, że wcześniej źle pracowały, źle życzyły rodzącym, ale dlatego, że nie potrafiły odróżnić dobrej praktyki od złej, tak zostały nauczone, dlatego że myślały, że właśnie tak wygląda dobra opieka i pomoc.